Jeśli ktoś ma wątpliwości, co stało się z niedobitkami rodu Durina z Khazad-dum, to niech rozejrzy się po okolicach Wojciechowa, a potem uda się do wieży. Po pokonaniu niskiego – jak dla ludzi – wejścia i 107 schodów, wchodzimy od królestwa kutego metalu.
To nie przelewki, a ekspozycja wagi ciężkiej. Przy pomocy ognia, wody i kowalskiego młota mistrzowie kowalstwa czynią sobie metal posłusznym w stopniu niewyobrażalnym dla przeciętnego zjadacza chleba. Na wystawie znajdziemy niemal półtora tysiąca eksponatów sztuki kowalskiej z różnych rejonów Polski, począwszy od bardzo użytkowych narzędzi rolniczych i gospodarskich, przez repliki średniowiecznej broni, aż po misternie zdobione żyrandole, kwietniki, wiatrowskazy czy drobne ozdoby i figurki. Wyrobów z mithrilu nie wystawiono z oczywistych względów. Miech, palenisko, kowadło, szczypce.
W pomieszczeniu stylizowanym na starą kuźnię, wszystko wydaje się takie dobrze znane i proste. Wystarczy jednak spróbować ująć młot albo samodzielnie wyostrzyć siekierę, aby przekonać się, że to robota dla prawdziwych twardzieli, a marsz kowalski na kowadle potrafią zagrać tylko wybrani. Piętro niżej, w wojciechowskim Muzeum Regionalnym, odtworzono wnętrze typowej okolicznej chaty. Trzeba przyznać, że Durinowe plemię całkiem dobrze wtopiło się w miejscowe środowisko. Czas odkryć tajemnicę kowali z Wojciechowa.